Taki mały konkurs…
Całkiem niedawno (i zupełnie nieświadomie) urządziłem mały konkurs. Polegał on na jak najszybszym naniesieniu kodów klasyfikacji PKWiU na fakturę.
Udział wzięły 3 firmy: jeden z hipermarketów, średniej wielkości firma oraz pozornie nieduży sklep.
Pierwszy z uczestników spisał się niemalże wzorowo – w natłoku spraw do załatwienia oraz przy rozpoczynającym się okresie urlopowym, a także fakturze dostarczonej w najgorętszym momencie dnia – uzyskanie potrzebnych mi danych zajęło kilka godzin. Fakt faktem – stwierdziłem, że nie potrzebuję tego od ręki. Głównie dlatego, że powiększająca się za mną kolejka przepełniona była znerwicowanych ludzi, którzy sami nie wiedzą czego chcą. Ponadto w tej kolejce znaleźli się tacy, którzy rzekomo zostawili w nagrzanym samochodzie (na odkrytym parkingu) dzieci i spieszno im do nich było. Jak dla mnie to skrajna nie odpowiedzialność i głupota…Tak czy siak nie spieszyło mi się aż tak, by w ciągu pół godziny odebrać dokument – zrobiłem to w ciągu kilku dni od ich wystawienia. Data wprowadzenia zmian na dokumencie odpowiadała dacie złożenia faktury celem jej uzupełnienia.
Drugi z uczestników spisał się wzorowo – szybka reakcja, sprawdzanie PKWiU, w międzyczasie kilka telefonów (zarówno wykonanych jak i odebranych) – już jest! Ręcznie naniesione kody na fakturę, do tego pieczątka firmowa i podpis. Całość zajęła niespełna 20 minut. A wszystko to w miłej atmosferze. Można? Można! Warto dodać, iż w przypadku tego sklepu nie było za mną kilkuosobowej i wściekłej na cały świat i pół Polski kolejki, co mogło mieć wpływ na szybkość obsługi 😉
Ostatni uczestnik teoretycznie zajął ostatnie miejsce na pudle, choć zdecydowanie zasłużył na dyskwalifikację. Ta firma pokazała dobitnie jak głęboko w poważaniu ma obecnych klientów i jak bardzo nie zależy jej na polecaniu ich usług. Cała procedura zajęła im bowiem… „zaledwie” 12 dni roboczych! Zaczęło się niepozornie – osoba, która się tego typu sprawa zajmuje będzie po południu, więc zostałem poproszony o to, by po odbiór przyjść na drugi dzień. Na drugi dzień okazało się, że nawalił system komputerowy (albo i sam sprzęt – nie wnikam w szczegóły, podejrzewam, że sprzedawca sam do końca nie wiedział co jest nie tak, poza tym, że nie wywiązali się z ustnej umowy). Następnie był problem z drukarką – zastanawiam się tylko do czego ona była potrzebna, skoro stwierdziłem, że w zupełności wystarczy ręczne naniesienie numerów na fakturę..
Koniec końców się troszkę zdenerwowałem – ile czasu oni potrzebują by kilka cyferek odnaleźć i wprowadzić na papier? Zadzwoniłem, powiedziałem co myślałem o ich postępowaniu i w słuchawce usłyszałem: „aaaa, jeśli może to być ręcznie wpisane na fakturę, to oczywiście, tak jak Pan sobie życzy- faktura będzie do odbioru o podanej przez Pana godzinie”.. Nosz kur…de! Cztery razy o tym mówiłem. Pogniecioną fakturę odebrałem z nagryzmolonymi numerkami. Oby tylko nie pomylili się przy ich wprowadzaniu, bowiem jeszcze raz będę musiał się do nich przejść. 😉
w akapicie zaczynającym się od „Ostatni uczestnik…” jest błąd, bo słowo „po proszonym” pisze się razem 🙂
Ale to tylko jeden literówek 😉