Cytryna, czy limonka
Oto jest pytanie!
Pora na herbatę. Włączam czajnik, biorę torebkę herbaty, wrzucam ją do kubka. Sięgam po cytrynę. Nie ma jej. Skończyła się. Jednak chęć wypicia herbaty zakropionej odrobiną soku z cytryny wygrywa. Zakładam buty, ubieram kurtkę i idę do sklepu. Daleko nie mam, bo wystarczy, że po wyjściu z klatki zrobię kilka kroków i już jestem u jego bram.
Swoje kroki skierowałem ku stoisku z owocami i warzywami. Cytrynka aż biła po oczach żółtością swojej skorki. Wybrałem kilka i przeszedłem do kasy. I tutaj nastąpiło coś czego się nie spodziewałem. Sprzedawca zaskoczył mnie negatywnie. Kompletnie nie wiedział co mu podaję. Nie miał pojęcia, czy to cytryna, czy limonka.
Jedno większe, żółte i sprzedawane na kilogramy. Drugie zielone i sprzedawane na sztuki. Po kilku dłuższych chwilach zastanawiania się co ma zrobił zawołał po pomoc kogoś z zaplecza. Ostatecznie po kilku minutach sytuacja została na tyle opanowania, że można było przejść do płatności. Płatność kartą. I co? I nic. Mijały kolejne długie chwile nieporadności sprzedawcy, której nie towarzyszył żaden, nawet najmniejszy grymas zakłopotania, zdenerwowania. Ślepo wpatrywał się w monitor nie wiedząc co ma zrobić
Poczułem wtedy, że to może być mój dzień i mając tyle szczęścia mógłbym „puścić” kilka zakładów w popularnej w naszym kraju grze liczbowej. Mając jednak przed oczami obraz tego nieszczęśnika obsługującego kolejną maszynę odpuściłem. Co z tego, że była tego wieczoru kumulacja? Przy moim szczęściu moją wygraną byłoby już samo wydrukowanie kuponów z liczbami..